Choć gry ze świata Teenage Mutant Ninja Turtles pojawiają się od 1989 r. i konsoli NES, nigdy nie potrafiły przebić się na stałe do świadomości graczy. Częściowo słusznie, ponieważ wydawane na masową skalę mierne pozycje skutecznie zniechęcały do siebie widownię. Jest jednak kilka produkcji Wojowniczych Żółwi Ninja, które zasługują na uwagę – jedna z najważniejszych to beat ’em up TMNT na GBA.
Fabuła gry bazuje na filmie kinowym z 2007 r. o tym samym tytule. Wiecie: azteccy wojownicy, generałowie, portale, ratowanie świata. Z tego co pamiętam z wyprawy do kina, producenci dość wiernie oddali historię hollywoodzkiego pierwowzoru, która została opowiedziana z punktu widzenia wspomnień głównych bohaterów.
Choć gra zebrała cięgi wśród krytyków, jak na beat ’em upa prezentuje się bardzo dobrze. Oprócz klasycznego łażenia z lewa na prawo i wycinania w pień przeciwników twórcy umożliwili nam zbieranie trofeów (np. za przeprowadzenie comba na 25 ciosów), zakupy w sklepie (medykamenty, przedmioty potrzebne do treningu i ciuchy) oraz doładowanie paska wsparcia między etapami przy pomocy worka wypełnionego piaskiem. W porównaniu z klasyką gatunku, TMNT jest więc dosyć różnorodne i bogate w urozmaicenia.
Przed danym aktem możemy wybrać jednego z czterech żółwi (każdy posiada inne statystyki i styl walki), a w większości przypadków także drugiego do pomocy (jak bijąc przeciwników naładujemy wspomniany pasek wsparcia, możemy przyzwać go w trakcie walki). Po ukończeniu etapu zdobywamy doświadczenie, dzięki któremu bohaterowie mogą osiągnąć kolejne poziomy i zwiększyć swoje bitewne możliwości. Wszystko to pełni istotną rolę w bardzo dynamicznym i elastycznym systemie walki. Żółwie posiadają szereg ciosów i ich kombinacji, które umożliwiają na różne sposoby masakrowanie pojawiających się przeciwników (głównie robotów i dresiarzy). Do tego celu możemy użyć także wielu elementów tła (skrzynki, wazy, znaki drogowe) oraz broni pozostawianych przez pokonanych wrogów.
Z graficznego punktu widzenia, TMNT nie można nic zarzucić. Dobrze wykonane projekty postaci i wpadające w oko tła umilają rozgrywkę, która i tak jest przyjemna dzięki prawidłowo wyważonemu systemowi walki. Fabularne przerywniki między mapami są co prawda koszmarne, ale taki już chyba urok gier bazujących na znanych telewizyjnych markach. Muzyka to bomba – żywcem wyjęte z początku lat dziewięćdziesiątych okołofunkowe rytmy, które spokojnie można zgrać na CD i puszczać na domowych imprezach.
Wszyscy wiemy, jak kończą zazwyczaj gry bazujące na filmach i serialach. TMNT wyróżnia się na tle takich produkcji solidnym wykonaniem audiowizualnym oraz przemyślanym sposobem prowadzenia rozgrywki. Gra jest niestety bardzo krótka, nie wykorzystuje całego potencjału przygotowanego przez programistów oraz szybko może się znudzić, ale jeśli macie wolną godzinę i TMNT pod ręką, nie wahajcie się ich użyć!
Michał Wysocki