10 grudnia 2024

Snake Rattle 'n’ Roll

Zapewne większość graczy, nawet tych niedzielnych, kojarzy grę obecną na najstarszych telefonach komórkowych, Snake. W tej pozycji celem było karmienie węża, unikanie przeszkód oraz tego, by nie zjadł własnego ogona. W 1990 roku studio Rare wydało Snake Rattle `n` Roll, które podobnie jak wspomniany tytuł polega na podkarmianiu gada. Jednakże, na tym podobieństwa się kończą, zaś na gracza czeka 11 leveli pełnych humoru i absurdu.

Głównymi bohaterami są wspomniane zwierzęta – Rattle i Roll (jest multiplayer). Nie liczcie na żadne intro, które miałoby wprowadzić nas w rozgrywkę. Celem węży jest zjadanie kuleczek o trzech różnych barwach, z których każda posiada inną wartość punktową. Wylatują ze specjalnie przygotowanych wyrzutni, a także znajdują się pod pokrywami w różnych częściach poziomu. Kiedy Rattle lub Roll skonsumuje odpowiednią ilość kul, o czym świadczy świecąca się końcówka ogona, staje na wadze, uruchamia dzwonek i rusza do kolejnego levelu. Sam ten mechanizm brzmi dość niestandardowo, a to dopiero początek. Rattle może pływać w wodzie, ale musi liczyć się z tym, że ruszy w jego kierunku rekin w akompaniamencie charakterystycznej muzyki ze Szczęk. Wśród innych przeciwników warto wymienić choćby chodzące grzybki, skaczącą stopę, a także… biegający sedes. Choć mam do czynienia z grami od przeszło 20 lat, jeszcze nigdy czegoś takiego nie widziałam. Sama nazwa gry jest jasną aluzją do gatunku muzycznego, zaś soundtrack, o czym jeszcze będzie mowa, utrzymany jest w tej konwencji.

Założenie, polegające na wcinaniu kulek wydaje się dość proste, ale teoria sobie, praktyka sobie. Kulki nie czekają biernie na to, by wąż je spałaszował, ale uciekają przed nim. Im więcej punktów przypada na daną kulę, tym ciężej ją złapać. Ponadto, sprawy nie ułatwiają wspomniani przeciwnicy. Natomiast, według mnie, największe trudności sprawiają elementy platformowe. Samo sterowanie wydaje się mało intuicyjne, trzeba się wdrożyć w to, by Rattle poruszał się zgodnie z naszym zamierzeniem. Prawdziwą mordęgą jest jednak skakanie. Kiedy platforma znajduje się w linii prostej, nie jest źle, najtrudniej jest poruszać się po przekątnej. Wówczas wielokrotnie nasz gad będzie zlatywał z wysokości, czasem skończy się to upadkiem na niższe piętro, często jednak, gdy odległość jest spora – śmiercią. Trzeba twórcom przyznać, że mimo to tytuł nie frustruje, nie ma problemu z powtórnym podejściem, szczególnie że rozpoczyna się rozgrywkę w miejscu zgonu.

Na upartego można stwierdzić, że skoki da się przeboleć, kiedy ma się cierpliwość i dobre ustawienie do transpozycji na inną platformę. Niestety, oprócz zręczności ogranicza nas upływ czasu. Nie można sobie pozwolić na długie analizy i zastanowienie. Owszem, wśród wielu znajdziek i ulepszeń jest też dodatkowy czas, ale zdaje się go być zawsze za mało. Na szczęście w tym przypadku utrata życia również pozwala na kontynuację w tym samym miejscu, w którym się je straciło.

Zdecydowanie na plus należy zaliczyć muzykę. Kawałki są szybkie, pasują do zawrotnego klimatu gry. Niekoniecznie przepadam za rock`n`rollem, jednak w grze sprawdza się idealnie. Muszę przyznać, że chyba żaden z utworów nie zapada w pamięć na tyle, by wyróżniać się wśród całości. Grafika prezentuje się świetnie. Levelom towarzyszy różnorodność kształtów i feeria barw. Poziomy są ciekawie zaprezentowane, ma się wrażenie gry w niepełnym 3D. Sam wąż wygląda bardzo sympatycznie, co wywołuje pragnienie skuteczniejszego zaangażowania w tuczenie go.

Choć lubię platformówki z elementami zręcznościowymi, Snake Rattle`n`Roll postawił mi bardzo wysoko poprzeczkę. To sympatyczna gra, jednak chętniej do niej wracam grając ze znajomymi niż w pojedynkę, przede wszystkim przez problemy ze sterowaniem. Mimo to bardzo ciepło wspominam tytuł, gdyż jest zabawny i nawet nie sili się na jakąś poważną fabułę dotyczącą ratowania świata – to po prostu przygody węża, który je kulki, by po uzyskaniu odpowiedniej wagi trafić do kolejnego levelu, by na końcu… Cóż, tego nie zdradzę, ale warto dać Rattle`owi szansę, nawet mając ofidiofobię.

Izabela „Prezesowa” Durma

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *