3 kwietnia 1989 roku. Ulice Miami spłynęły krwią. Nikt nie wie, o co chodzi, ale fajny synthwave leci. Tak podsumowałbym tę serię. Ale teraz czysto poważnie, Hotline Miami to top down shooter wydany w 2012, którego kontynuacja ujrzała światło dzienne w roku 2015. Był to okres, kiedy szczególną popularnością cieszyły się dwa podgatunki muzyki elektronicznej, vaporwave oraz outrun, z którymi kojarzy się przede wszystkim nostalgiczne, często psychodeliczne palety różu i fioletu. Trend ten został zapoczątkowany między innymi przez eksperymentalny album muzyczny Floral Shoppe oraz film Drive.
Gra opowiada historię kilkunastu różnych osób uwikłanych w serię morderstw zlecanych przez tajemniczą grupę 50 Blessings lub będących członkami rosyjskiej mafii. Opowieść rozpoczyna się od Jacketa, który stara się poskładać historię w całość. Wydarzenia nie są przedstawiane chronologicznie, co niejako zmusza gracza do zastanowienia się nad ich sensem oraz nadaje fabule poczucie podobne do rozwiązywania sprawy policyjnej. Sens historii jest często sugerowany i w pewien sposób wyjaśniany w grze, jednak nie sposób samemu się w tym zorientować bez dogłębnej analizy. Może to brzmieć jak wada, jednak wierzcie mi na słowo, że Hotline Miami nie byłoby w połowie tak dobre, ani wyjątkowe, gdyby twórcy nie zastosowali tego zabiegu. Całokształt fabuły jest wręcz mistrzowsko spójny i głęboki.
HM to generalnie wspomniany już top down shooter z paroma ciekawymi rozwiązaniami, które urozmaicają gameplay i budują klimat. Gra jest podzielona na kilkanaście rozdziałów, zwizualizowanych w formie kaset VHS. Każdy zaczynamy od odebrania zlecenia z telefonu w mieszkaniu bohatera, Jacketa, i wyjściu do samochodu, co dobrze ukazuje rutynę i jest wykorzystane jako środek przekazu. Kiedy wysiądziemy z samochodu przed miejscem rozróby, musimy zdecydować, którą maskę chcemy. założyć. Każda z nich wpływa inaczej na rozgrywkę, przez uczynienie ciosów pięści zabójczymi, zwiększeniem magazynków, czy zmianą pola widzenia. Im lepsze wyniki uzyskamy w poziomach, tym więcej odblokujemy masek oraz broni do znalezienia na mapach. Wybieranie innej maski w każdym rozdziale daje niemałą satysfakcję.
System walki sprawia dużo frajdy, chociaż pewne rzeczy są lekko niedopracowane, jak niedokładne hitboxy, czy przeciwnicy zabijający nas, zanim ich zobaczymy. Ważnym aspektem jest to, że każdy, włącznie z graczem, pada od jednego strzał lub uderzenia bronią białą. Kiedy znokautujemy przeciwnika pięściami, musimy dokonać na nim egzekucji zwieńczonej krwawą animacją zależną od trzymanej przez nas broni. Każdym z trzymanych przedmiotów można również rzucić w przeciwnika, co także zaowocuje jego ogłuszeniem. Oczywiście trafimy na kilka rodzajów przeciwników oraz bossów, których pokonanie wymaga nieco kreatywności. Dynamiczne, brawurowe flow rozgrywki w połączeniu z masą rozpikselowanych flaków bryzgających na glebę daje niezłe wrażenia. Jest to shooter jedyny w swoim rodzaju.
Oprawa audiowizualna z pewnością jest jedną z najbardziej charakterystycznych, jakie można spotkać. Wysoko kontrastowy, prosty styl pixel artu robi świetny użytek z psychodelicznej palety barw, dzięki czemu żadne z elementów nie zlewają się ze sobą i zapewniają przejrzystość. Wiele animacji oraz filmowych wstawek upiększa rozgrywkę. Świeże podejście do klasycznych okienek dialogowych również świetnie się sprawuje. Na oprawę muzyczną składa się zmulony, nostalgiczny synthwave kilku różnych artystów. Krwawa sieczka do taktu melancholijnych melodii daje dość psychodeliczne wrażenia.
Hotline Miami to dla mnie naprawdę wyjątkowy tytuł, który zajmuje specjalne miejsce w moim sercu. Krwawy, satysfakcjonujący gameplay, niejasna, zastanawiająca fabuła, piękna grafika, doskonała muzyka, świetny, odjechany klimat lat osiemdziesiątych. Nic dodać, nic ująć. Polecam też zagrać po polsku, gdyż spolszczenie jest naprawdę dobre i klimatyczne. Pozycja obowiązkowa dla wszystkich, którzy lubią sobie posłuchać trzeszczącego syntezatora, patrząc na zachód słońca i siorbiąc drinka. W dodatku można dorwać w bundle’u za psie grosze podczas przecen.
Versus