Prawdopodobnie nazwanie gatunku „kosmiczną strzelanką” jest pewnym neologizmem, jednak w istocie wiele gier 8-bitowych często powstawało w takiej konwencji. Jakie elementy się nań składały? Totalnie pretekstowa historia, niewielki stateczek, najlepiej z opcją ulepszenia, power-upy oraz cała masa zalewających nas przeciwników, którzy próbują zestrzelić lub wlecieć w naszą maszynę. I chociaż większość NES-owych produkcji, które możemy określić tym mianem, posiadała wskazane cechy, tylko niektóre trzymały wysoki poziom. Jedną z nich z pewnością jest wydane w 1990 r. przez Compile Gun-Nac.
Jak to zwykle w kosmicznych przygodach bywa, fabuła przenosi nas w bliżej nieokreśloną przyszłość. Okazuje się, że zasoby naturalne zupełnie zniknęły z Ziemi, co wymusza przeniesienie się do innej rzeczywistości, wykreowanej szczególnie na tę potrzebę. Nowy Układ Słoneczny trwał w najlepsze do momentu, w którym został „zaatakowany” przez ożywiający laser. Od tej pory wszelkie istoty nieożywione otrzymały duszę i zaczęły atakować mieszkańców wspomnianego przybytku. Jedyną osobą, która może powstrzymać powstały bałagan, jesteś Ty, Graczu, który wcielisz się w tytułowego dowódcę, Gun-Naca.
Zanim przejdę do najważniejszych informacji o tym, jak prezentuje się sama rozgrywka, należy docenić specjalne menu przygotowane przez twórców. Otóż możemy w nim wybrać level, od którego zaczniemy zmagania, oraz poziom trudności. Co jak co, ale właśnie w tytułach na NES-a zawsze mocno doceniałam tę opcję, ponieważ nie od dziś wiadomo, że wiele produkcji na tę konsolę jest piekielnie trudna.
Często w grach na konsole 8-bitowe jasno oddzielone są poszczególne etapy. W przypadku Gun-Nac otrzymujemy jednak bardzo płynną rozgrywkę. Po przejściu pierwszego poziomu i pokonaniu bossa pojawia się tylko krótka przerwa na ewentualne zakupy (warto zbierać nie tylko ulepszenia, ale i punkty), po czym niemal natychmiast przychodzi nam się zmagać na kolejnym levelu. Podobnie, kiedy już rozpoczniemy grę. odkryjemy, że na ekranie dzieje się sporo. Zewsząd jesteśmy ostrzeliwani, wiele obiektów będzie w nas wlatywać. To wszystko przy najwyższej płynności gry! Jak już padło o kasce, która wylatuje z przeciwników, należy jeszcze dodać kilka słów o innych znajdźkach. Każda cyfra oznacza nieco inny rodzaj ataku, natomiast literki odpowiednio ulepszają nasz oręż. Podobną funkcję pełni coś, co wygląda jak skrzydła do naszego statku. Sięgnięcie po ten przedmiot pozwala nam strzelać z dodatkowych działek.
Bardzo duży plus należy się autorom za projekty bossów. Są różnorodni – mamy królika atakującego marchewkami, ale i choćby ośmiornicę, do tego na każdego z nich należy obrać inną taktykę. Wielu ma także dodatkowych pomagierów, więc na planszy będzie totalny galimatias! Szkoda, że nie mamy pokazanego paska zdrowia szefów, jednak warto podkreślić kolejną zaletę produktu, jaką jest normalne tło. Wspominam o tym dlatego, że często twórcy idą na łatwiznę i podczas pojedynku z bossem serwują nam czarny ekran, naszą postać i antagonistę.
Całość prezentuje się bardzo ładnie pod względem audiowizualnym, z naciskiem na grafikę. Jak wspomniałam, świetna płynność, do tego naprawdę ładne tła, ciekawi przeciwnicy. Najbardziej efektowne są jednak nasze bronie, szczególnie po którymś kolejnym ulepszeniu. Z kolei z melodyjek chyba najbardziej wpada w ucho radosne przygrywanie podczas zakupów – poczujecie się jak w prawdziwym supermarkecie.
Polecam gorąco Gun-Nac nie tylko fanom gatunku, ponieważ grywalność ma świetną – nie ma ani chwili nudy, zaś poziom trudności pozwala nam zdecydować, w jakich warunkach chcemy startować. Co ważne, nawet easy nie jest jakimś banalnym wyzwaniem, dlatego każdy będzie mógł się sprawdzić. Mnóstwo power-upów, ciekawie skonstruowani bossowie, całkiem długa rozgrywka. Do pełni szczęścia brakuje chyba tylko passwordów, które pozwoliłyby rozpocząć rozgrywkę od dalszego etapu, co pośrednio rekompensuje opcja wyboru planszy.
Izabela „Prezesowa” Durma