Nazywam się Pond. James Pond. Wbrew pierwszemu skojarzeniu nie jest to wcale literówka, ale wstęp do recenzji całkiem sympatycznej gry wydanej na konsolę Super Nintendo Entertainment System. Produkcja ta zawitała pod strzechy w 1991 roku i ukazała się jeszcze na całej masie innych sprzętów – SNES został wymieniony, gdyż to na nim ogrywałam przygody stonogi. Gra otrzymała dość przychylne oceny, co nie powinno dziwić, ponieważ jest nie tylko pod wieloma względami innowacyjna, ale też przyjemna.
Na początku produkcji nasz tytułowy bohater znajduje się przed dużym domem. Rezydencja posiada wiele drzwi, do których wpuszczamy Jamesa Ponda. W zamkniętych lokacjach zbieramy różne przedmioty, za które otrzymujemy punkty, jednak warunkiem sine qua non do pokonania levelu jest dojście do wyjścia po uprzednim spotkaniu z pingwinem. Brzmi ciekawie, prawda? To jeszcze nie koniec szaleństw, ponieważ James, jak na stonogę przystało, potrafi się w wielu miejscach wydłużyć. Nie wszędzie będziemy mogli doskoczyć, natomiast wiele trudnych segmentów przejdziemy uczepiając się sufitu lub platformy i ruszając przed siebie.
Raz na jakiś czas przyjdzie nam stoczyć walkę z bossem. Podobnie jak i w przypadku leveli, tak i do szefów dostajemy się przez znajdujące się przed domem drzwi. Taktyka pokonania bossa wygląda podobnie jak eliminacja przeciwników w ogóle. Musimy odpowiednią ilość razy naskoczyć mu na głowę/plecy, aby unieszkodliwić go na dobre. Każde zetknięcie się z rywalem lub wejście w niego kończy się dla nas stratą laseczki życia, ale należy dodać, że walki nie są mocno uciążliwe. Łatwiej zgubić się w rozbudowanym levelu niż przegrać walkę z bossem.
No właśnie, zawiłe levele. Na pierwszych etapach wszystko wydaje się być proste, poruszamy się jak w starszych produkcjach z NES-a od strony lewej do prawej i w sumie mamy wszystko załatwione. Natomiast im dalej w las, a raczej w dom, tym ciężej. Dużo będzie skakania, kombinowania, poszukiwania pingwinów i wyjść. Oprócz tych koniecznych elementów, znajdziemy także sporo bonusów, dlatego warto starać się przeczesać teren możliwie jak najdokładniej. Co ciekawe, z czasem dojdą też nietypowe udogodnienia. Nasz Pond będzie mógł choćby siąść za kółkiem i z tej perspektywy przemierzać świat. Jeżeli to nie jest wystarczająco dziwne, warto dodać, że przyjdzie mu również „poprowadzić” wannę.
Wizualnie całość wygląda bardzo ładnie. Grafika w niektórych poziomach kojarzyła mi się z niektórymi tłami w grze Worms Armageddon, co od razu zwiększało jej atrakcyjność. Intensywne kolory, sympatyczny bohater. Niestety, w bardziej zawiłych levelach ciężko było o jakieś charakterystyczne przedmioty czy inne wskazówki, które pozwoliłyby ocenić, czy było się już w danym miejscu, czy nie. Z kolei muzyka mnie mocno deprymowała, ewidentnie została skierowana do młodszego odbiorcy. Nie zawsze jest to synonim kiczu, natomiast tutaj – jak najbardziej.
Przygody Jamesa stonogi z pewnością spodobają się maluchom, jednak na dalszych etapach będą wymagały pomocy dorosłych lub starszego rodzeństwa. Z kolei osoby z nieco wyższymi liczbami na początku PESELu również powinny być usatysfakcjonowane, bo to naprawdę przyjemna gra. Na niektórych etapach może nudzić, ale na pewno monotonny gameplay nadrabia humorem i dystansem.
Izabela „Prezesowa” Durma