Jeśli ktoś stał się świadomym konsumentem popkultury pod koniec lat dziewięćdziesiątych lub na początku dwutysięcznych, z dużym prawdopodobieństwem załapał się na pasmo anime, które leciało popołudniami nr RTL 7. Prezentowane tam tytuły, razem z nieco mniej popularnymi produkcjami prezentowanymi przez Hyper, stały się prawdopodobnie powodem, dla którego środowisko miłośników japońskiej kultury w Polsce rozkwitło na dobre. Wśród wielu ciekawych serii RTL 7 puszczał także Wojowniczki z Krainy Marzeń – popularne na całym świecie dzieło kolektywu Clamp, które doczekało się także grywalnej odsłony.
Magic Knight Rayearth nigdy nie zostało oficjalnie przetłumaczone na zachodni język, ale doczekało się nie tylko angielskiej, ale nawet polskiej łatki. Historia zaprezentowana w grze odpowiada mangowemu pierwowzorowi – trójka nastoletnich Japonek zostaje przyzwana do obcego świata, w którym marzenia stają się rzeczywistością. Muszą uratować utrzymującą równowagę Księżniczkę, która została porwana przez złego kapłana. W trakcie swojej podróży, zakończonej oczywiście srogim zwrotem akcji, spotkają towarzyszy i wrogów, stworzą swój własny ekwipunek oraz zżyją się z miejscem, które nie jest tak przyjazne, jak im się na początku wydawało.
Gra, nawet jak na standardy mangowych ekranizacji, jest bardzo okrojona. Wyeliminowano ekwipunek (zastępując go ewoluującymi i zdobywającymi własne poziomy mieczami i zbrojami), miasta nie mają innów (w tej roli – przenośny domek Mokony), do sklepów w zasadzie się nie zagląda, samych miast też zresztą jest niewiele. Wszystko zostało uproszczone jak tylko się dało, nawet przeciwnicy w trakcie walki korzystają raczej z tych samych technik, co bohaterowie, rzadko nakładając np. jakiś zły status na naszą drużynę. Walki są proste, czasami wręcz prostackie – jedynie przy ostatnich bossach miałem chwilę zawahania.
Graficznie całość prezentuje się bardzo dobrze. To prosty, pstrokaty pixel art, którego spodziewałbym się właśnie po takiej produkcji. Choć budowa map pozostawia wiele do życzenia, same zasoby graficzne przygotowano z dbałością o detale. Precyzję widać także w walce, gdzie czary mają ładne animacje, a przeciwnicy różnią się od siebie dość znacznie i posiadają masę ciekawych szczegółów. Muzycznie gra nie zachwyca niczym, ale też nie irytuje tak, jak wiele podobnych tytułów.
Magic Knight Rayearth to gra przede wszystkim dla miłośników oryginalnej mangi/anime oraz fanatyków, którzy tak jak ja dwadzieścia lat temu chłonęli każdą grę przybyłą do nas ze wschodniej części świata. To prościutka i krótka przygoda, po której hardkorowi gracze jRPG z pewnością poczują się zawiedzeni.
Michał „Michu” Wysocki