Uwaga, oto przed Wami coś, czego dawno nie było – recka NES-owej gry, będącej kosmiczną strzelanką! W dzisiejszym zastraszającym wręcz tempie życia to idealna pozycja na krótkie posiedzenia, ewentualnie, dla fanatyków, na zbieranie jak największej ilości punktów. Wydany w 1987 r. przez HAL Laboratory Defender II jest portem arcade’owego Stargate i mimo upływu lat wpisuje się całkiem dobrze w historię swojego gatunku.
A zatem – o co chodzi? Otrzymujemy do dyspozycji stateczek, przypominający leżącą igłę z niewielkim wybrzuszeniem. Możemy latać przed siebie, ale i się cofać (nie każda gra daje taką możliwość). Naszym zadaniem jest wyzerowanie kosmicznej planszy ze wszelkiego tałatajstwa, jakie się na niej znajduje. Są to m.in. błyszcząca na czerwono kula, nieco fioletowa kula strzelająca w nasz statek, jakiś zielonkawy ufok. Jeżeli długo się uwijamy, na planszy pojawiają się zupełnie nowi adwersarze, którzy z całą siłą na nas pędzą. Możemy strzelać do przeciwników bez ograniczeń lub korzystać z określonej ilości bomb.
Jednakże, jest pewien haczyk. Oprócz walki z hordami obcych musimy również dbać o tzw. humanoidy. Stale obserwujemy, gdzie się znajdują, robimy wszystko, by je uratować z rąk złych. Jako że w grze istnieje friendly fire, musimy ostrożnie posługiwać się bronią, byśmy to przypadkiem my nie okazali się tymi złymi. Eliminacja wszystkich humanoidów prowadzi bowiem do całkowitej eksplozji planety.
W poprzednich akapitach tak naprawdę zawarłam istotę tej gry. Latamy i strzelamy tak długo, aż nas zestrzelą. Gra ma rodowód automatowy, zatem jej celem nie było przejście, a trzaskanie rekordów i okazjonalne opróżnianie kieszeni graczy. W wersji na NES-a macie to za darmo, tzn. raz płacicie za grę i tłuczecie do oporu. Dla doświadczonych wyjadaczy jest także możliwość, znana z wielu gier składankowych, skorzystania z opcji B, czyli wyższego poziomu trudności. Wrogowie są szybsi i jest ich więcej, ale nadal w rozgrywce chodzi o to samo.
Grafika jest, nazwijmy to, bardzo umowna. O statku już się wypowiedziałam, jakości kosmicznych istot i maszyn (?) oceniać nie mogę, gdyż nie wiem, jak miały wyglądać oryginalnie, powiedzmy, że kosmos wygląda jak kosmos. Fajnym elementem jest górny interfejs, który wskazuje nam ilość bomb oraz taki pseudo radar, gdzie mniej więcej znajdują się nasi wrogowie. Muzyka totalnie bez historii. Tyle dobrego, że nie jest irytująca.
Żeby nie było, ta gra faktycznie ma w sobie coś wciągającego, sterowanie jest na tyle dobre, że rzeczywiście może sprawiać przyjemność. Tyle że na NES-ie jest cała masa innych tytułów, które mają podobne zalety, a nawet jeszcze więcej. Akurat ten gatunek jest dość mocno obsadzony. Jeśli lubicie pobijać rekordy, Defender II jest dla Was. Jeśli jednak szybko się nudzicie pewną monotonią rozgrywki jako takiej, lepiej sięgnąć po jakąś inną grę.
Izabela „Prezesowa” Durma