Na naszej stronie pojawiło się już kilka dłuższych tekstów, w których zajmowaliśmy się poszczególnymi gatunkami gier w obrębie danej konsoli. Dzisiaj podejdziemy do tematu w nieco inny sposób, ponieważ jako kociara zdecydowałam się na artykuł poświęcony grom na NES-a z tymi zwierzakami. Całość składa się z dwóch części. W pierwszej omówione zostaną te tytuły, gdzie naszymi grywalnymi bohaterami są koty, zaś w drugiej – gdzie odgrywają ważne role, z reguły antagonistów. Pomijam tutaj m.in. Mappy, któremu poświęcony został osobny wpis, czy choćby serię MegaMan, gdzie koty na trasie pojawiają się jako przeciwnicy. Ich role są tam zbyt epizodyczne, by klasyfikowały się do tego zestawienia. Zachęcam do wzięcia Mruczka na kolana i przeczytania artykułu!
Koci bohaterowie
Felix the Cat
Przygody kota Felixa zostały zegraniozwane przez Hudson Soft w 1992 roku. Wcielamy się w tytułowego bohatera i ratujemy porwaną towarzyszkę życia naszego zwierzaka. Jak się okazuje, nasz bohater posiada mnóstwo ciekawych i przydatnych umiejętności. Po zetknięciu się z niewielkim serduszkiem jego ekwipunek ewoluuje. Początkowo może korzystać tylko z rękawicy bokserskiej, wraz z przyjmowaniem organów dochodzi nawet do prowadzenia czołgu (w przypadku złapania serca, gdy mamy najlepszą możliwą broń dochodzi nam dodatkowe życie). Grafika jest śliczna, muzyka przyjemna, rozgrywka bardzo wciągająca, choć trzeba przyznać, że dość łatwa. Nieco utrudnia ją to, że jest na czas. Kociak zdobywa mleko, aby go wydłużyć. Każdy świat w grze składa się z kilku leveli, po których stajemy w szranki z bossem. Mając najlepszą na danym etapie broń pojedynki są banalne, nieco bardziej trzeba się natrudzić bijąc z piąchy. Felix the Cat to gra, którą odkryłam dopiero jako dorosła, jednak sprawia mi mnóstwo satysfakcji i z miejsca wskoczyła do mojego topu gier na NES-a.
Garfield: A Week of Garfield
Kolejny tytuł, który przedstawię, jest mało znany – trafiłam na niego w zasadzie przypadkiem. Został wydany na Famicoma, oficjalnie nie pojawił się w Stanach ani w Europie, w 1989 r. przez Mars Corp. (bynajmniej gra nie jest kosmiczna…). Wcielamy się rzecz jasna w naszego leniwego fana potrawy lasagne, z którym musimy spędzić tydzień. Każdy level to inny dzień tygodnia. Wszelkie nasze działania mają wyższy cel – musimy znaleźć psa Odiego. Najpierw poszukiwania odbywają się w domu pełnym żab, pająków i innych ustrojstw (ktoś musiał tam od dawna nie sprzątać), z czasem przechodzimy nawet na podwórko czy do miasta. Oczywiście nasz kot nie jest bezradny, gdyż posiada mocne kopnięcie oraz kilka broni, które musi uzupełniać, jak choćby kość czy bomba. Garfield jako postać wygląda świetnie, za to całej reszcie nie można wystawić wysokiej oceny. Sterowanie jest nieco zbyt toporne, a melodia dość irytująca – niby gra nie jest długa, ale nie ma zbyt wielu argumentów, by przykuć gracza do pada. Można ograć bardziej jako ciekawostkę.
Puss`n`Boots: Pero`s Great Adventure
Czy jest tu ktoś, kto nie zna choćby szczątkowo postaci Kota w butach? Jeśli się ktoś taki ostał, może sięgnąć po Puss`n`Boots, tytuł wydany w 1990 r. przez Electro Brain. Jest to lekka wariacja na temat baśni, ponieważ tutaj mamy kota, który otrzymał zlecenie pozbycia się myszy. Okazuje się jednak, że gryzoń przypadł mu do gustu, więc postanowił darować mu życie. Tym samym ściągnął na siebie gniew władcy i za karę musi przebyć dalekie krainy, które widzimy na mapie gry (ciekawe, że na ziemskiej mapie jest też kosmiczny level). Pero, bo tak ma na imię nasz kot, na każdej z plansz ma do pokonania sporo wrogów, w tym latające podkowy czy angielskich strażników. Z jednej strony występuje pewna różnorodność, gdyż w wielu miejscach poruszamy się balonem, samolotem czy łódką, ale też rozgrywka jest dość płytka, mało zachęcająca. Grafika jakoś ujdzie, ale o dźwięku już się nie wypowiem. Aha, grę da się przejść w pół godziny. Jak jest się słabym graczem.
Rockin Kats
W 1991 r. Atlus wydało tę świetną grę na NES-a w Japonii oraz Stanach, rok później w Europie. Wcielamy się w kota Willy`ego, którego niewiasta została porwana (niesamowicie oryginalny pomysł, trzeba przyznać). Od tej pory jest już ciekawiej, ponieważ zaczynamy od wyboru levelu: możemy sięgnąć po jeden z czterech, wraz z przejściem odblokuje się następny. Wybór planszy to wybór niejako odpowiedniego kanału w TV. Nasz kociak ma rękawicę, którą nie tylko ładuje wrogów, ale też dzięki niej przedostaje się na wyższe kondygnacje i może odbijać się od podłoża (przypomina to niektóre funkcje laski z Duck Tales). W trakcie naszej podróży czekają nas subbossowie i poważniejsi szefowie, Willy może korzystać z wielu ulepszeń, jak choćby wrotki, zaś po przejściu każdej z plansz może poświęcić się hazardowi, czyli spróbować swoich sił w ruletce (takie trochę koło fortuny), do której sam jest przyczepiony. Świetna sprawa! Ciekawa, kolorowa gra, muzyka to najwyższy poziom NES-a. Jeśli ktoś tego nie zna, trzeba zagrać!
Samurai Pizza Cats
Jak to mówią Anglicy, last, but not least! Mój ulubiony tytuł w zestawieniu, czyli gra na bazie anime Samuraje z Pizza Kot. Przed każdym levelem wybieramy jednego z głównych bohaterów: Speedy`ego, Guido lub Polly, po czym ruszamy ratować miasto przed poszczególnymi bossami, zaś naszym głównym antagonistą jest Bad Bird, coś w rodzaju kruka w zbroi. Tytuł został wydany przez Tecmo w 1991 r. Oprócz trójki wspomnianych bohaterów mamy także kilka kotów, które posiadają szczególne zdolności: latania, niszczenia głazów, wiercenia tuneli w odpowiednich miejscach oraz pływania. Do tego wszystkie te kociaki mają specjalne, silne ataki, których użycie powoduje zmniejszenie się paska siły, który to ładujemy specjalnymi znajdźkami. Tytuł jest kolorowy, świetnie animowany, polecam korzystanie z opcji biegania, śmiesznie to wygląda, pomiędzy levelami jest coś w rodzaju cutscenek (nie rozumiałam tekstu, bo grałam w japońską wersję, ale z ekspresji postaci wiele można wywnioskować), cudowna muzyka – jak dla mnie jest to jedna z najlepszych pozycji na NES-a, towarzyszy mi niemal od początku mojej przygody z grami i jak do tej pory zdania co do jej jakości nie zmieniłam. Jest stosunkowo łatwa, ale nie banalna, co powinno do niej zachęcić graczy wymagających oraz tych bardziej niedzielnych.
Koci wrogowie
Chip 'n Dale Rescue Rangers 1 i 2
Tutaj troszkę nietypowo, bo przecież tytułowi bohaterowie są wiewiórkami, więc nie powinni mieć na pieńku z kotami, a przynajmniej jest to mniej oczywiste niż w przypadku myszy. Tymczasem największym nemezis jest Spaślak (nie oddaje to świetnego oryginalnego Fat Cat), z którym zmierzymy się na samym końcu gry. Typek wypuszcza popiół z cygara. Zanim jednak dojdzie do ostatecznego starcia, warto wspomnieć o innym futrzaku na naszej trasie: po ukończeniu levelu z kasynem musimy zmierzyć się z kotem, który rzuca w nas żetonami z jednorękiego bandyty. Przygody Chipa i Dale`a to przyjemna platformówka. Wcielamy się w jedną ze wspomnianych wiewiórek (jest też tryb multiplayer, w którym można nawet rzucać postacią drugiego gracza!) i pokonujemy poszczególne plansze, symbolizowane literami alfabetu, aby dotrzeć właśnie do Spaślaka. Na trasie zbieramy gwiazdki, które później dają nam dodatkowe życia, żołędzie uzupełniające serduszka, w specjalnych paczkach możemy znaleźć gadżety potrzebne nam do przejścia danego etapu lub skorzystać z pomocy Bzyczka, który zapewnia nam chwilową nieśmiertelność. Oprócz głównego motywu muzycznego, znanego nam choćby z kreskówki, cały soundtrack jest fajnie skomponowany, grafika to również wyżyny NES-a. Z kolei w kontynuacji, która według mnie nie tylko utrzymała poziom jedynki, ale ma po prostu więcej tego, za co ją pokochaliśmy, także zmagamy się z kiciusiami. Pierwsze starcie jest z futrzakiem, któremu kurtka ułatwia latanie. Następny stanowi niejako nawiązanie do bossa z kasyna. Tym razem kociak w cylindrze rzuca w wiewiórki kartami. Finalnie czeka nas starcie z mechanicznym kotem, wyglądającym jak nowa wersja Spaślaka. Obie gry zostały wydane przez Capcom, jedynka w 1990 roku, zaś kontynuacja cztery lata później.
Monster in my Pocket
Ciekawy tytuł o kieszonkowych potworach, w którym wcielamy się w wampira albo Frankensteina. Całość powstała na bazie serii figurek oraz komiksów. Dzieło Konami wydane w 1992 r. zaczyna się w momencie, gdy nasi bohaterowie (jest też opcja świetnego multiplayeru) oglądają TV i „ten zły” całej gry rzuca im wyzwanie. Do przejścia mamy poziomy znajdujące się w domu, z czasem także i na zewnątrz. Niesamowite wrażenie robi to, że nasze postacie i wrogowie są malutcy, zaś otaczająca przestrzeń wielka – śmiesznie jest przemierzać kuchnię, chodząc po stole czy walcząc z bossem w lodówce. Patrząc na główny temat, interesuje nas obecność kotów. Nie chcę się wypowiadać jednoznacznie, niemniej uważam, że przedstawicielem tego gatunku jest pierwszy boss, ciskający w nas nożami. Później znów musimy stawić mu czoło, ponieważ na końcu, jak w wielu tytułach na NES-a, pojawia się boss rush.
Tom & Jerry
Przyznam szczerze, że niesamowicie irytowała mnie ta kreskówka. Wkurzało mnie to, że zasadniczo Jerry zawsze górował. Podobny koncept znajduje się w grze, wydanej w 1991 roku przez Hi Tech Expression, gdzie naszym zadaniem jest wielokrotne pokonywanie Toma aż do zadania mu ostatecznego ciosu i odzyskania Tuffy`ego, innej myszy, spokrewnionej z tytułowym bohaterem. Jerry musi dostać się na strych, gdzie młody jest więziony. Do przemierzenia ma sporo pomieszczeń, zaś co jakiś czas musi stawić opór Tomowi. Ten nie przebiera w środkach, gdyż potrafi rzucać w mysz przedmiotami – choćby petardami czy pinezkami. Cała gra jest w porządku, dobrze wykonana, ze znanymi motywami muzycznymi. Mnie jakoś zawsze odrzucała, ale patrząc obiektywnie ma spory potencjał.
Starałam się zebrać najważniejsze tytuły, gdzie kociaki grają pierwsze skrzypce. Patrząc jednak na mnogość tytułów, zwłaszcza tych wydanych na Famicoma i nigdy nie przetłumaczonych na zrozumiały przez ludzi Zachodu język, może się okazać, że coś pominęłam. Jeżeli znacie inne gry na tę konsolę, gdzie występują futrzaki, zachęcam do zostawienia tytułu w komentarzu!
Izabela „Prezesowa” Durma