Mam nadzieję, że nie macie jeszcze dość ścigałek na NES-a, bo oto nadchodzi kolejna. Podobnie jak w przypadku wielu gier sportowych, ta również sygnowana jest nazwiskiem prawdziwego kierowcy, Amerykanina Ala Unsera Juniora. Choć nie jest to postać szczególnie znana w kraju nad Wisłą, swego czasu w Stanach osiągała spore sukcesy. Czy podobnie można powiedzieć o tytule wydanym w tym kraju w 1990 r. przed Data East?
Na początek tryby gry. Możemy sobie pojeździć i osiągnąć jak najlepszy wynik, zmierzyć się z rywalem na kanapowym multi albo zaszaleć i porwać się na wielki turniej, jakim jest podjęcie całego sezonu. Co ciekawe, to nie musi to być jedna z tych gier, gdzie tytułowy bohater będzie naszym największym rywalem. Jeżeli chcemy, możemy od razu wcielić się w Unsera Juniora i zacząć rozgrywki z maksymalnymi statystykami. Oczywiście, da się również od zera stworzyć naszą postać i wówczas rozdysponować punkty wśród dostępnych opcji.
Najważniejszym trybem oczywiście są mistrzostwa. Decydując się na nie, otrzymujemy masę tras z całego świata. Najbardziej interesujące wydają się być Meksyk oraz Belgia. Przed startem wyścigu możemy decydować, czy jesteśmy już gotowi na stanięcie w szranki z najlepszymi, czy chcielibyśmy jeszcze poćwiczyć i skorzystać z opcji jazdy wolnej. Do tego dochodzi także skorzystanie z opcji, ulepszenie naszego wozu lub rozdzielenie punktów, o których było wyżej.
Sama rozgrywka prezentuje się dość profesjonalnie. U dołu ekranu mamy interfejs, który pokazuje nam naszą prędkość, czas jazdy oraz lokatę, którą zajmujemy. Po lewej stronie znajduje się coś w rodzaju fotki naszego kierowcy, obowiązkowo z logo Data East na kasku. Trasy są rozbudowane, ale też dobrze oznaczone. Jeśli wejdziemy w zakręt odpowiednio wcześnie, zgodnie ze znakiem, nie ma opcji, żeby wypaść z drogi lub zaliczyć inną podobną wpadkę. Możemy również zatrzymać się w pit stopie i nieco podreperować nasz wóz.
Warto dodać, że sterowanie jest proste i intuicyjne. W zasadzie zwykle nie ma w grach samochodowych wielkiej filozofii – kolejno A oraz B odpowiadają za ruszanie i cofanie. Należy docenić, że ewentualna kolizja z bandą nie wyrzuci naszej fury na dłuższy czas z trasy, jak to się dzieje w wielu pozycjach tego gatunku. Naprawdę, ta gra daje sporo frajdy. Co ważne, trochę także trzeba pojeździć i poćwiczyć, samo skorzystanie z tytułowego bohatera nie sprawi, że wygramy każdy wyścig.
Graficznie całość prezentuje się przyzwoicie. Wspomniałam już o interfejsie, który jest absolutną zaletą gry, także w aspekcie wizualnym, podobać się może również opcja spojrzenia na cały nasz pojazd, gdy wjeżdża do pit stopu. W kwestii muzyki też nie jest źle, można wybrać jeden spośród kilku kawałków i delektować się nim w czasie jazdy. Zresztą, każdy wydaje się pasować do wyścigów, więc zasadniczo od gustu gracza zależy, na który z nich postawi.
Tym, co sprawia, że nie jest to gra szczególnie wybitna, jest jednak pewna wtórność. Tak naprawdę nie znajdziemy tutaj czegoś ekstra, czego nie oferowałby żaden inny tytuł, którego celem jest jak najszybsze dotarcie do mety. Ładna grafika i muzyka są dobrze zgranymi komponentami, jednak nic ponad to. Można było postarać się o jakieś bonusy pomiędzy wyścigami, może nawet o jakąś sensowną opcję tuningu? Niestety, twórcy nie skorzystali z żadnej z tych możliwości, przez co trudno jednoznacznie pochwalić ich ścigałkę.
Al Unser Jr Racing nie jest grą zdecydowanie konkurencyjną względem innych tytułów. Na pewno znajdzie sporo entuzjastów, niemniej nie oferuje czegoś nowego, co by ją wyróżniało. Najbardziej należy docenić opcję wcielenia się w głównego bohatera oraz przystępne sterowanie, którym nie każda produkcja może się pochwalić. Z czasem wyścigi stają się jednak monotonne, a gra nie pozwala na zapisywanie stanu kariery.
Izabela „Prezesowa” Durma